środa, 29 czerwca 2011

Mija czerwiec ...

niesamowicie szybko minął ten miesiąc po powrocie z Porto.. ledwie wróciłyśmy a już dziś znowu wylatujemy!! W czerwcu zdarzyło się kilka mało przyjemnych sytuacji a mimo tego dobry humor właściwie mnie nie opuszczał. Tak myślę, że głównie wizja ponownego miesiąca w Porto trzymała mnie w takim stanie. Ale, pokrótce cóż się działo w szóstym miesiącu 2011 roku..

Od 2go dnia czerwca kiedy tylko zawitałam do Polski miałam nawał pracy przeplatanej z treningami i występami z cheerleaders. Pierwszy weekend spędziłam w Katowicach, kolejny w Warszawie a jeszcze następny w Karpaczu. Długi weekend okazał się jednym kompletnie wolnym od pracy i pozwoliłam sobie wtedy na spędzanie czasu przy filmach (które polecam- jeżeli ktoś preferuje wyciskacze łez "Marzyciel ", "Big Fish" i "Woda dla słoni") i udało mi się przeczytać najnowszą książkę Nicolasa Sparksa "Bezpieczna przystań". Przeczytałam bardzo dużo książek tego autora i pomimo a może właściwie właśnie dlatego go tak lubię, bo pisze o typowo życiowych sytuacjach i problemach ludzkich.

Oczywiście jak już wspomniałam na początku wpisu miesiąc ten nie minął całkiem sielankowo i radośnie. 9go czerwca miałam małą stłuczkę autem mojej mamy bo jakiś totalny kretyn postanowił się zatrzymać za skrzyżowaniem, w połowie przejścia dla pieszych. Zrobił to tak gwałtownie, że wręcz z piskiem opon... ja niestety mijając skrzyżowanie obserwowałam czy nikt mi nie wyjedzie i nim się obejrzałam już było za późno.. Co najlepsze debil zatrzymał się na środku jezdni gdzie dosłownie z metr dalej była zatoczka autobusowa- ten jednak nie miał ochoty z niej skorzystać ... Ludzie z przystanku zaczęli wrzeszczeć na kolesia co on w ogóle wyprawia a kiedy zapytałam "czemu Pan właściwie się zatrzymał" usłyszałam tylko "Pani za blisko jechała"... Na początku chciałam wzywać policję, później jednak zrezygnowałam bo niestety ogólne prawo mówi, że zawsze wina jest tego z tyłu. Osobiście uważam, że to nie jest w porządku.. ;/

Auto idzie teraz do naprawy a do tej pory na szczęście w nieszczęściu nadawało się do dalszej jazdy..

Innym razem dokładnie w nocy z 20 na 21 czerwca skręciłam kostkę i naderwałam torebkę stawową ... Mianowicie... kiedy moja kotka Iga nagle zapragnęła wyjść z mojego pokoju (było to ok. 3 w nocy) swym głośnym miałczeniem obudziła mnie. Zaspana chciałam otworzyć jej drzwi z łóżka jednak nim się spostrzegłam już z niego spadałam. Moje łóżko po majowym remoncie znajduje się na wysokości ok 150cm, na szafie. Więc spadając zdążyłam odwrócić się i uratować dzięki temu swoje zęby ale ucierpiała na tym kostka. Kiedy wspominam jak komicznie musiałam wyglądać kiedy lądowałam na podłodze sama zaczynam śmiać się z własnej pomysłowości. :d  noga dochodzi powoli do siebie a Ja.. pędzę na samolot do Paryża a następnie do Porto ;) buziaki paa :*





wtorek, 7 czerwca 2011

Porto Tydzień III - IV (zaległa notka- wybaczcie opóźnienie)

W trzecim tygodniu naszego pobytu w Porto czas nagle przyspieszył. Na początku cieszyłam się, że szybko minie mi tu pobyt i wrócę do Polski, do starych obowiązków, pracy, nowego pokoju i rodziny. Troszkę zwiedzałyśmy co wypełniało nam cały wolny czas. Na przykład któregoś dnia wybrałyśmy się do jednej z lepszych winiarni w Porto GRAHAM's. Tam zapoznałyśmy się pokrótce z historią wina i jak ono powstaje a na koniec skosztowałyśmy trzy różne jego odmiany. Dorota dostała tam w prezencie wino Vintage z roku 1991 czyli tego samego w którym sama się urodziła. :)
z Darią przy winach z naszego rocznika

Wino Vintage z 1988r. NAJLEPSZE!! :P

Z Panem przewodnikiem przy degustacji win.

Tuli, wino z jej rocznika i Super Gato :)

    Praktycznie każdego dnia przy kolacji piłyśmy winko. Co jest dla mnie nowością, gdyż wcześniej nie należałam do koneserów tego typu alkoholu. Prócz wina nauczyłam się tam jeść owoce morza. Ostrygi, małże, langusta, krewetki i ryby Robalo, Bacalhau (w Polsce znany jako Dorsz) sama jestem w szoku, że odważyłam się spróbować. A teraz brakuje mi  tych smakołyków :)